Sweter Krzyżaka rośnie. Wzór doprowadza do szewskiej pasji, gdy tonę w ilości powyciąganych nitek i czterech latających wokół mnie kłębków, gdy dość mam odganiania się od Jagnięcia i kocic, rzucam się na małe dziełka - buciki i inne drobiazgi dla Jagnięcia.
Tylko potem, gdy gdzieś mignie brązowa włóczka (walająca się po całym mieszkaniu) przypominam sobie o kilkakrotnie prutym i naprawianym swetrze...
Co nie zrobię, Krzyżak zmienia zdanie. Już raz dojechałam do góry, gdy Krzyżak stwierdził, że otwory na ramiona za małe. Sprułam i wydłużyłam. To uznał, że wycięcie kołnierza za duże. Sprułam do kołnierza, szłam dalej bez wycięcia i zamknęłam wyżej. A potem uznał, że jednak nie
Jeden rękaw już raz wykończyłam.
Teraz też stwierdził, że mankiety mu za krótkie. Muszę więc pruć i wydłużyć mankiety.
Ostatnio, gdy przymierza sweter, przebąkuje coś o przyciasnych rękawach. Jakby to nie on sam powiedział, że rękawy mają być dopasowane, bo inaczej wygląda to na damski sweter. A że jak patyk wygląda, to już nie wina swetra, tylko tego, że sam jak patyk wygląda.
Fantastyczny wzór! Gratuluję cierpliwości i wytrwałości, ja bym chyba przez tyle pruć nie przebrnęła...
OdpowiedzUsuńTo i tak nie wszystkie - z początku sweter miał być niespodzianką, więc o przymiarkach nie było mowy... Kiedy skończę, odmaluję wzór i wrzucę na blog :) Nie jest aż taki straszny, tylko te malutkie paluszki tak łatwo się wplątują w te nitki...
Usuń