
Szło szybko, jak zresztą wszystkie te małe drobiazgi.
Tutaj dalsze próby pozbycia się wiskozowo-jedwabnej włóczki Wollsisters:

Jak na razie żadnych naśladowców, chociaż przez kilka dni Rav szalało z zachwytu, a ściągnięcia rosły w oczach. Jestem w każdym razie zadowolona ze wzoru - trochę ciężko było na cienkich bambusach poujmować te oczka na nosku, wiskoza się rozdzielała i nie rozciągała zbytnio - poza tym szło szybko ;-)
Włóczka to jakieś dyskontowe dziwo NKD Casa Home Handstrickgarn Baumwolle, którego nawet nie było w bazie Ravelry. Zachwycająca! Gładko się robi, mięciutka, aż żal, że wszystkie sklepy NKD w dzielnicy ostatnio pozamykano.
Z tej samej włóczki zaczęłam buciki dla córki przyjaciółki - na skarpetki i części bucików zszedł dokładnie motek. Części jednak leżą dalej niezszyte, wzór gazetowy mnie zawiódł: opis niejasny,
pełen nieścisłości, buciki mnie zmęczyły. Bez guzików też się nie obejdzie. Na razie leżą i przypominają, że za kilka dni muszą pójść pocztą do Szczecina, domagając się zszycia.
Tak dobrze robiło mi się te warkoczowe gotowce, że zrobiłam kolejne skarpetki dla Bachora - znowu z zielonej Celiny.

No i Jaga też wyrosła ze skarpetek... Jeszcze dwa miesiące temu miała długość stopy 17,5 cm - notatki do ostatnich skarpetek utwierdziły mnie w przekonaniu! Nie mogła jednak wcisnąć się w skarpety kupione późną zimą. "No to dawaj nogę", rzuciłam znad kosza robótkowego. Linijka krawiecka przyłożona... 18,5. W ciągu dwóch miesięcy. Czy to jakaś nowa fala wzrostu? Ledwie zwolniła...
- Ale ja NIE CHCĘ, żebyś mi KUPOWAŁA skarpetki - oznajmiło Jagnię z przytupem.

No a ja odkryłam KAL-owską grupę na Ravelry, motywującą do robienia pary skarpetek miesięcznie - teraz to nie problem! A może na dłuższą metę rodzinka przerzuci się na skarpety tylko robione. Jak na razie zademonstrowałam tam zaczęte właśnie skarpety dla Jagny z resztek skarpet Krzyżakowych.
Skarpety brązowe Krzyżak zajeździł na podeszwie, zanim zdążyłam zrobić im zdjęcie, takoż beżowe dostał na nogi dopiero, gdy rozłożyłam go na ręczniku z aparatem w dłoni.
Robione od góry, kafelki to kwadraty z oczek prawych i lewych 4x4 - bardzo rozciągliwe jak widać, na podeszwie jest tyle samo oczek co na górze. Nowa innowacja: nie tylko piętę zrobiłam z oczek podniesionych, ale i całe podeszwy stóp. No, zobaczymy, ile one wytrzymają. Na razie Krzyżak je oszczędza i niby pannica zakłada tylko w odwiedziny, gdzie wie, że buty zdejmie, i nie pierze w sześćdziesięciu stopniach (jak zakłada włóczka), ale w czterdziestu w programie delikatnym. Czyżby miał wyrzuty sumienia z powodu tych dziur? Pięta jak zwykle musiała być dłuższa niż u faceta ze stopą normalną, ale przyzwyczaiłam się. Jeśli robi się takie skarpety od góry, nawet łatwiej dopasować niż od palców.
Poza tym zachciało mi się robić coś ażurowe, trudnego, zupełnie niepraktycznego - i DLA SIEBIE! Ostatnio robiłam dla siebie czapkę, rok temu, na gładko i na szybko, bo zimno mi było, a dawniej to już nie pamiętam. Dziwna ze mnie dziewiarka: dla siebie nie robię. Na wszystkich blogach same sweterki i chusty i och, ach. U mnie ubrania dziecięce, męskie, prezenty, rzeczy praktyczne.
Przedstawiam Państwu zaczętą ambitnie a odłożoną podkolanówkę (z Dropsa, ale znalezioną w niemieckiej gazecie skarpetkowej) o jakże eleganckiej nazwie Antoinette!
No i nic, leży sobie. Ledwie zacznę coś dla siebie, przypominam sobie o rosnących kończynach Jagny, o pościeranych skarpetach Krzyżaka, o obecnie dość niskim budżecie domowym, wielkich zapasach włóczek i mulin i zbliżającym się sezonie prezentowym w rodzinie (od października do grudnia 6 urodzin, dwa razy imieniny, rocznica ślubu, Gwiazdka!)... i tak moja egoistyczna podkolanówka ląduje w kącie, ledwie się zaczęła.
Skarpetkowe szaleństwo :-) A wszystkie pary śliczne i perfekcyjnie wykonane :-)
OdpowiedzUsuńSweterek będzie piękny.
Pozdrawiam serdecznie.
Idziesz jak burza ☺piękne dziergadła ☺
OdpowiedzUsuń