A więc i na mnie trafiło! Kolorowa, wręcz pstrokata włóczka, idealna
na chustę. Lubię dziwne, pstrokate chusty - pasują do czarnych ubrań. I
lubię czerń. Bardzo.
Z ebayu, za kosmiczne 12 euro z wysyłką, 12 motków Sansibar (kolor
71). 89 % bawełny, 11 % poliamidu, 60 m/50 gramów, zalecane druty: 5-6.
Użyłam szóstek.
Włóczka odleżała swoje, czekając na wzór, wskazany mi przez Klub Ręko-Dzielnych, przetłumaczony mężnie przez Krzyżaka.
Praca szła błyskawicznie - w kilka książkowych wieczorów (książkowy
wieczór oznacza, że Krzyżak czyta na głos, ja dziergam, albo ja czytam
na głos, a Krzyżak zajmuje się Jagnięciem) chusta była gotowa. Po raz
pierwszy szukałam innego rozwiązania dla łączenia nitek jak supełek -
przeciągnąć na lewą stronę. W aktualnym numerze "
The Knitter"
znalazłam coś, co zwie się "der russische Fadenansatz". W praktyce
potrójną nitkę przeplatałam na końcu w warkoczyk, przewlekałam igłę i
przeszywałam warkoczyk w stronę kłębka, żeby stworzyć pętelkę. Przez
pętelkę przekładałam drugi warkoczyk i podobnie przeszywałam. Potem
wystarczyło naciągnąć i obciąć dokładnie wystające farfocle... Może nie
jest to nowość dla większości dziewiarek, ale ja, smarkula, której
babcia nie odróżnia oczek lewych od prawych, zaczepiałam zawsze jej
przyjaciółki i wyciągałam jak najwięcej dziewiarskich informacji. Nie
zapomnę, jak pani Tereska, jedna z przyjaciółek babci, oświeciła mnie,
że każde lewe oczko ściągam błędnie, przez co prawe w następnym rzędzie
są przekręcone... Łącząc nitki, supłałam je więc zwyczajnie.
W kilka wieczorów książkowych chusta była gotowa.
Zużyłam 10 i pół motka, wyćwiczyłam
den russischen Fadenansatz tak, że zastanawia mnie, jak to możliwe, że jeszcze dwa tygodnie temu supełkowałam włóczki.
Jagnię zakochało się w chuście. Ciągle zasuwa przez mieszkanie, gdy zobaczy gdzieś ten pstrokaty rąbek.
Kilka wieczorów książkowych z czymś dla siebie - i ogromne wyrzuty
sumienia. Trzeba dziać dla Jagnięcia. Jesień szaleje za oknem.