Dłubię, dłubię, dłubię...
Środek jeszcze szedł ładnie, na okrętkę, same oczka prawe.
Półtora motka alpaki Dropsa zeszło podczas lektury "Czerwonego smoka" Thomasa Harrisa. Lektura idealna do drutów: bardzo filmowe, nieskomplikowane, napisane lekkim stylem i wciągające. Nic zmuszającego do specjalnego myślenia. I bardzo, bardzo czerwone.
Przeczytawszy, przerzuciłam się na inną czerwień - piąty tom "Dextera". Jeszcze więcej czerwieni, równie czerwona okładka, równie lekkie i niezmuszające do refleksji.
Ale potem przyszedł ażur...
Dłubię, dłubię, dłubię, od tych czerwoności dłubaniny, treści książek i okładek świat widzę jako nową odsłonę "Pulp Fiktion", dalej dłubię, dwa wieczory z drutami już bez książek i och, dziesięć centymetrów rękawów urosło.
Tak mi się marzył ten sweter na wieczór wigilijny - i co? I co? A tak się zawija środek, że bez regularnego blokowania marnie będzie.
Ostatnie motki już podłączone. Sweter robię dokładnie według wzoru, jedynie środek wydłużyłam o dwa centymetry (no duża jestem, no). Rozmiar M.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Z chęcią odpowiem na wszystkie pytania, dysponuję również wzorami zamieszczonych dziergotek.